Mamy to szczęście, że wychowałyśmy się w domu
wielopokoleniowym. Nasza ukochana babuleńka zawsze podkreślała i podkreśla po
dziś dzień, żeby szanować to co się ma, gdyż pamięta czasy, w których wszystko
zdobywało się z wielkim trudem. Począwszy od czegoś „wykwintniejszego” do
chleba, skończywszy na butach dla dzieci, żeby po podwórku nie biegały na
bosaka. Jasne więc dla nas, że nie sztuką jest starą, zniszczoną rzecz wyrzucić
i iść do sklepu po nową. Sztuką jest, aby ze starego gratka, złomka, czy rupiecia
przy pomocy dostępnych środków i ciekawego pomysłu zrobić coś fajnego i z
polotem.
Poza tym teraz akcje w stylu DIY są w modzie, więc dodatkowo nas to zmotywowało. :-)
Na fali trwającego u nas remontu wpadłyśmy na pomysł, aby z
wysłużonej, niedziałającej maszyny do szycia naszej babci (a konkretniej z
ozdobnych nóżek, na których owa maszyna stała), zrobić stoliczek. Singer, bo o maszynę
tej znanej marki właśnie chodzi, ma za sobą różne wojaże. Po kilkuletniej
nieobecności w naszym domu powróciła... dość sfatygowana.
Ale od czego mamy papier ścierny, szczotki do czyszczenia, śrubokręty, farby,
spray’e, trochę wolnego czasu i dobre chęci? ;-) A! No i oczywiście kochanego,
zawsze pomocnego dziadka, który załatwi nam nowiuśki blat dla stolika.
Poniżej na zdjęciach przedstawiamy Wam wersję wyjściową.
Postaramy się udokumentować każdy etap prac nad antykiem. Na koniec poddamy się
ocenie, czy podoba Wam sie efekt finalny, czy też nie.
Proponuję klikać na zdjęcia, większy rozmiar, lepsza widoczność szczegółów ;-)